Afrykańskie "klimaty"
W niedzielę 25 września 2011 r. w Klubie Lekarza przy ul. Czerwonej 3 w Łodzi mieliśmy możliwość "znaleźć się" przez chwilę w północnej Afryce. Aromaty drzewa sandałowego i miętowej herbaty mieszały się z zapachem wielbłądzich i kozich skór, eksponowanych w postaci ciemnego, tajemniczego burnusu i pięknego ręcznie tkanego pledu. Ściany zostały ozdobione efektownymi dżalabijami i gandurami. Na stolikach rozłożono ciekawe eksponaty i pamiątki, przyniesione przez bohaterów spotkania, wśród których znalazły się m.in. Koran, marokańskie naczynia do parzenia herbaty, ozdobna broń, owoce i nasiona afrykańskich roślin, ogromna szyszka cedru, kamienna róża pustyni oraz sucha róża jerychońska (tzw. zmartwychwstanka, która ożyła po zaaplikowaniu kilkunastu kropli wody). Czaru dodawała marokańska muzyka, pobrzmiewająca w tle.
Było to pierwsze z nowego cyklu spotkań klubowych pod wspólnym hasłem "Polski lekarz na obczyźnie", w czasie którego swoimi wspomnieniami z pracy na kontynencie afrykańskim dzielili się trzej lekarze - członkowie naszej Izby: urolog - Zygmunt Frydrychowski, chirurg - Wiesław Krakowski i okulista - Antoni Nikiel (ich sylwetki - poniżej). Prezentowane na sztalugach zdjęcia oraz slajdy rzucane na ekran ilustrowały ich pobyty w Libii oraz Maroku, a nas - słuchaczy przenosiły w nieznany i intrygujący świat arabski. Wszyscy znaleźli się w Afryce w trudnych dla Polski latach osiemdziesiątych, każdego jednak "skusiła" ona w odmienny sposób i każdy wykonywał tam swoje lekarskie powinności w różnych warunkach. Te ostatnie wynikały głównie z tego, że w obu przedstawianych krajach obowiązywały całkowicie różne systemy ochrony zdrowia. Warto przypomnieć, że Libia była wówczas młodą republiką, a Maroko od dawien dawna (i do dziś) królestwem.
Bohaterów wieczoru i licznie przybyłych do Klubu Lekarza gości powitał Włodzimierz Kardas, sekretarz łódzkiej ORL, on także wprowadził słuchaczy w tematykę spotkania. Wszystkich częstowano marokańską herbatą miętową i suszonymi, afrykańskimi owocami.
***
Maroko było spełnieniem młodzieńczych marzeń Wiesława Krakowskiego. Do kraju Magherbu pognały go miłość do języka i literatury francuskiej, którą zaraziła go nauczycielka w liceum oraz wewnętrzna potrzeba poznawania świata, a dodatkową inspiracją był film "Casablanka". Gdy znalazł się już na miejscu, z romantyczną radością napawał się widokiem niezmierzonego Atlantyku, wyniosłych Gór Atlasu, egzotycznej roślinności, czy gwiaździstym niebem nad pustynią. Zafascynowała go i zawładnęła jego sercem miejscowa przyroda, kultura oraz... ludzie.
Pracując jako lekarz w Maroku, głównie w portowym mieście Larache, z konieczności stał się specjalistą z wielu dziedzin medycyny, a swoją wcześniej zdobytą wiedzę i umiejętności chirurga niezwykle udoskonalił, jako że musiał sobie często dawać radę z zaskakującymi, nietypowymi przypadkami. W miejscowym szpitalu pracował wspólnie z żoną Barbarą - specjalistką w zakresie ginekologii i położnictwa. Oboje byli tam przez dłuższy czas jedynymi lekarzami, ratując wiele istnień ludzkich, lecząc biednych i bogatych. Wykonywali swój zawód w bardzo trudnych, czasami wręcz prymitywnych warunkach, bez finansowego zaplecza, często niosąc pomoc medyczną także poza lecznicą.
Jak wspominał w czasie spotkania Wiesław Krakowski, przez te dziesięć lat pobytu w Maroku zawsze był de garde (na dyżurze). Szybko przestał być traktowany przez miejscowych obywateli arabskich jak Nsrani (obcy), stał się akceptowany i szanowany. Przyznaje, że pokochał ten kraj i jego mieszkańców...
***
Jak inna wydaje się być Libia z lat osiemdziesiątych, o której opowiadali Zygmunt Frydrychowski i Antoni Nikiel. Po dojściu Kadafiego do władzy w 1969 r. i znacjonalizowaniu przemysłu naftowego, libijska Dżamaharija (państwo o ustroju fasadowej republiki, rządzonej de facto przez dyktatora) zapewniła wszystkim obywatelom - korzystając z płynących do skarbu państwa petrodolarów - bezpłatne świadczenia zdrowotne i zbudowała wiele nowoczesnych placówek medycznych. Do pracy w nich ściągano lekarzy i inny tzw. biały personel z całego świata, m.in. z Polski, gdzie grupowymi wyjazdami medyków na kontrakty zajmował się "Polservice". Kontrakty te - z uwagi na przeliczniki walutowe - opłaciły się zarówno pracownikom, jak i budżetowi państwa polskiego, bo z płaconych przez Libię wynagrodzeń "zgarniał" nawet 70-80%.
Jak wspominali w czasie spotkania obaj lekarze, którzy pracowali w miejscowości Zawija (40 kilometrów od stolicy Libii - Trypolisu) miejscowe przychodnie i szpitale były doskonale zorganizowane, funkcjonowały bez zbędnej biurokracji, dysponowały bardzo nowoczesnym sprzętem zabiegowym i diagnostycznym oraz zapewniały komfortowe warunki pobytu pacjentom, jak i pracy personelowi. Libijczycy doceniali wiedzę i umiejętności naszych lekarzy, okazując im swoją wdzięczność w przeróżny sposób, np. syn pacjentki, po zoperowaniu u niej zaćmy, wręczył doktorowi Nikielowi arabskie wydanie Koranu, on też od Arabki, której usunął zeza, dostał... czerwoną różę. Niektóre sytuacje w lekarskiej praktyce wśród wyznawców islamu mogły jednak szokować, np. gdy do gabinetu wraz z pełnoletnią już, ale niezamężną kobietą - o czym opowiadał doktor Frydrychowski - wchodził jej młodszy, zaledwie siedmioletni brat i to on prowadził konwersację z lekarzem.
Ale chociaż "Polservice" starał się wspierać swoich "kontraktowców", organizując im np. wycieczki po Libii szlakiem karawan, to po pierwszej fascynacji doskonałymi warunkami pracy i arabską egzotyką, dochodziło do zderzenia z trudną rzeczywistością. We znaki dawał się klimat, skąpe informacje z kraju, dokuczała samotność i brak rodziny - nie wszyscy wytrzymywali te uciążliwości. Doktor Frydrychowski wyjechał przed upływem terminu kontraktu, wcześniej odwiedzając - już na własną rękę - Tobruk, żeby na miejscowym cmentarzu złożyć hołd poległym tu w walkach żołnierzom Polskiej Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich.
Alina Paradowska
Więcej o pobycie i pracy Wiesława Krakowskiego w Maroku można przeczytać w jego fascynującej książce pt. "Tubib znaczy lekarz". Autor opatrzył ją mottem: "Kto kiedyś był w Afryce, zawsze będzie chciał do niej wrócić" - co potwierdzili również dwaj lekarze pracujący w Libii. Książka jest dostępna w większości popularnych księgarni internetowych (np. wysyłkowa.pl, czy lubimyczytać.pl), a także u dystrybutora Grupa A5 Sp. z o.o. - Łódź, ul. Krokusowa 1/3 (zamówienia hurtowe).
Pracę lekarza w Północnej Afryce wspominali:
- w Królestwie Maroka
lek. Wiesław Krakowski - absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi, rocznik 1965. Specjalista chirurgii ogólnej i transfuzjologii, wieloletni pracownik Szpitala w Zgierzu. W Maroko przebywał w latach 1979-1990, pracując głównie w szpitalu w Larache (Al-Araisz). Swoje przeżycia, doświadczenia zawodowe, nawiązane przyjaźnie i poznanych ludzi opisał w książce pt. "Tubib znaczy lekarz".
- w Republice Libii
lek. Zygmunt Frydrychowski - absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi, rocznik 1963. Specjalista chirurgii ogólnej i urologii, wieloletni pracownik Szpitala w Łasku. W latach 1985-1987 przebywał na dwuletnim kontrakcie w Libii, wraz z całym zespołem polskich lekarzy i innych pracowników służby zdrowia, w dużej lecznicy w Zawiji (Az Zawiya);
płk rez. dr n. med. Antoni Nikiel - absolwent Fakultetu Lekarskiego Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, rocznik 1960. Specjalista z dziedziny okulistyki, wieloletni pracownik Kliniki Okulistycznej Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. W latach 1981-1984 przebywał na kontrakcie w Libii i pracował jako ordynator Oddziału Okulistycznego w Szpitalu Wojewódzkim w Zawiji (Az Zawiya).